11.06.2012

Neokolonializm w natarciu

Już od przeszło dwóch lat polskie środowiska patriotyczne żyją Smoleńskiem. W tym czasie inne państwa w sposób przemyślany i konsekwentny realizują swoje interesy. Niestety, sprawy Polski leżą odłogiem (a o poziomie degeneracji polskiej kultury politycznej świadczy opisana przez GW sprawa pokłócenia się dwóch prawicowych środowisk o listę poparcia dla Cezarego Gmyza, autora opublikowanego w Rzeczpospolitej tekstu o trotylu we wraku Tupolewa: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/51,114871,12794931.html?i=1). 


Jak donosi prasa, w trakcie zorganizowanej przez frakcję parlamentarną niemieckich chadeków konferencji "Zadanie pojednania" (15.10.2012) Angela Merkel zapowiedziała utworzenie w Berlinie wystawy upamiętniającej "wypędzenie" Niemców. W swoim przemówieniu oświadczyła: "Ucieczka i wypędzenie są częścią naszej wspólnej historii. Ten kto temu zaprzecza, kto nie chce nic o tym wiedzieć, traci część własnej tożsamości". I dalej: "Chcemy ustanowić w Berlinie widoczny znak przeciwko bezprawiu wypędzenia". Jej zdaniem pracom nad tym projektem powinna przyświecać zasada, że "wcześniejsze bezprawie nie może usprawiedliwiać innego bezprawnego postępowania". Niemiecka kanclerz podkreśliła także, że coraz częściej niektóre miasta w Polsce i Czechach przypominają o swej niemieckiej historii i dziedzictwie, widząc w tym wzbogacenie (za: http://www.znak.org.pl/?lang1=pl&page1=news&subpage1=news00&infopassid1=14206&scrt1=sn).  


Na szczególną uwagę zasługuje stwierdzenie Merkel, że spojrzenie na historię "wypędzenia" Niemców nie powinno być ograniczone do "wąskich narodowych punktów widzenia". Wystawa ma bowiem ukazać wysiedlenia Niemców z europejskiej perspektywy. Jak powiedział dyrektor Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" Manfred Kittel, wystawa pokaże historię wysiedleń ludności w XX wieku, osadzoną w kontekście II wojny światowej i nazizmu oraz całej historii europejskiej: "Decydujące jest, by ukazać całą genezę (wysiedleń), w tym ideę państwa narodowego – fatalną utopię pochodzącą z XIX wieku, I wojnę światową, Traktat Wersalski, problemy okresu międzywojennego. To wszystko jest ważne, by poznać prehistorię problemu" – powiedział Kittel (za: jak wyżej).

Słowa Kittela są bardzo symptomatyczne dla mentalności współczesnych elit niemieckich. Świadczą bowiem o głębokim przekonaniu Niemców, iż ich własny dyskurs na temat historii Europy jest jedynym słusznym i prawdziwym. Planowana wystawa ma bowiem pokazać wszystkim Europejczykom, jak należy interpretować przeszłe wydarzenia. Żadna szersza, bo ogólnoeuropejska debata na temat projektu wystawy, nie została przewidziana.

Zgodnie z niemieckimi wyobrażeniami na temat integracji europejskiej, także i pamięć historyczna Europejczyków musi zostać zintegrowana. Konkretnie sprowadza się to do tego, że wszelkie niemieckie zbrodnie i ideologiczne obłędy przedstawiane są "w europejskiej perspektywie". Oznacza to, że np. nazistowscy zbrodniarze zostają sprowadzeni do roli ofiary prądów intelektualnych, którym – zdaniem niemieckich inżynierów społecznych – w równym stopniu ulegali wszyscy Europejczycy. Niemiecka brutalna Realpolitik, pruski militaryzm, skrajny nacjonalizm i obłędny rasizm przedstawiane są wyłącznie jako etapy europejskiej historii, w której Niemcy nie odegrały bardziej negatywnej roli niż np. Polska czy Hiszpania. Co więcej, wina za skutki wykolejenia niemieckiego ducha zostaje przerzucona na barki wszystkich Europejczyków, którzy w równym stopniu powinni czuć się odpowiedzialnymi np. za Holokaust. Dokładnie w tą samą strategię wpisuje się dążenie do "zeuropeizowania" sprawy wysiedlenia Niemców. Wydarzenie to ma stać się wielką tragedią wszystkich Europejczyków.  

Niemiecką politykę pamięci ostrej ale merytorycznej krytyce poddała Ewa Thompson w artykule  "Postmodernizm, pamięć, logocentryzm" (w: "(Nie)Obecność. Pominięcia i przemilczenia w narracjach XX wieku", redakcja naukowa Hanna Gosk, Bożena Karwowska, Warszawa 2008, s. 37 – 53).

Thompson swój tekst opatrzyła następującym mottem:

"Wydarzenia się nie zdarzają; wydarzenia są produkowane. Fakt staje się wydarzeniem jedynie wtedy, gdy pewne grupy społeczne zwrócą na niego uwagę, gdy uznają go za ważny i zaczną o nim mówić i pisać, reagować na niego i pamiętać o nim. Wydarzenia są więc społecznie konstruowane. To nie oznacza, że są wyłącznie konstrukcjami. U ich podłoża leży fakt, działalność, aktywność jak najbardziej realna" (Carola Dietze). 

Cytat ten wprowadza rozróżnienie na wydarzenia i fakty. Na szczególną uwagę zasługuje kategoria wydarzeń, które mogą być produktem celowej politycznej działalności. Niemiecka polityka pamięci polega właśnie na tym, że fakty wybrane przez niemieckich inżynierów społecznych zostają podnoszone do rangi wydarzeń (także wydarzeń europejskich). Zamiana faktów w wydarzenia jest przy tym zwykłą techniczną procedurą. Aby pewien fakt stał się wydarzeniem, należy wydać pewną ilość publikacji na jego temat, zorganizować konferencje, stworzyć instytut(y), wystawę(y), etc. (bardzo dobrym przykładem stylizowania faktu na wydarzenie jest sprawa Jedwabnego).  Działalność niemieckiej fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" doskonale wpisuje się w taką właśnie koncepcję polityki pamięci. 

Wróćmy do artykułu Thompson. Punktem wyjścia dla rozważań autorki jest pytanie o to, jakie miejsce w uniwersalnym wyścigu o pamięć zajmuje Polska. Thompson zwraca uwagę na to, że od dwóch stuleci trwa proces konstruowania zbiorowej pamięci w celach politycznych. Najpierw to monarchowie kształtowali pamięć historyczną w celu umocnienia swojej władzy, następnie to samo czynili rewolucjoniści, a w systemach demokratycznych proces ten dochodzi do apogeum. Obecnie został on wzbogacony o nowy wymiar, czyli kontekst konstruowania europejskiej pamięci. 

Autorka przyjmuje rozróżnienie między tradycyjnym a postmodernistycznym pojęciem pamięci. Zdaniem Thompson tradycyjne rozumienie pamięci wpisuje się w logocentryczne tradycje tzw. kultury zachodniej:

"Logocentryzmem nazywam założenie, że w postrzeganym przez nas świecie istnieje pewien rodzaj nieprzypadkowego porządku, dzięki któremu słowa nabierają znaczeń, a porozumiewanie się ludzi staje się możliwe. W porządku logocentrycznym nie ma wątpliwości, że drzewo, które widzimy, istnieje i jest tym samym drzewem niezależnie od tego, kto jest ogląda i co o nim sądzimy. Nietrudno zauważyć, że choć logocentrym implikuje możliwość metafizyki, nie musi być z systemem metafizycznym związany". 

Natomiast postmodernistyczne teorie pamięci, zwłaszcza niemieckie i francuskie, "świadomie odchodzą od jakiejkolwiek formy logocentryzmu i prezentują radykalną zmianę założeń epistemologicznych"

Thompson krytykuje niemieckie i francuskie teorie pamięci za to, że odrzucają logocentrym:  "W ich ujęciu mówienie o organicznym związku z przeszłością, o organicznej wspólnocie pamięciowej i o poczuciu przynależności do niej to grzechy, dyskwalifikujące tekst naukowy. Wydaje mi się, że takie założenia usuwają pamięć polską z europejskiej oraz implikują, iż dyskursem rządzą siła i władza, a nie argumenty i fakty"

Zdaniem autorki bardzo dobrą ilustracją dla niemieckiego sposobu prowadzenia dyskursu na temat pamięci jest spotkanie naukowe zorganizowane w 2006 roku w Niemieckim Instytucie Historycznym w Waszyngtonie. Spotkanie to zostało poświęcone problemowi europejskiej jedności i wytworzeniu wspólnej pamięci w historycznie wrogich sobie krajach, tak aby pamięć przeszłości przestała stanowić źródło konfliktów. Jedną z uczestniczek spotkania była Aleida Assmann, która jest chyba najbardziej znanym niemieckim naukowcem zajmującym się kwestią polityki (kultury) pamięci. W swoim referacie Assmann postawiła postulat przekroczenia różnic narodowych kultur pamięci poprzez uczynienie Holokaustu centralnym momentem historii europejskiej. Zaproponowała także przyjęcie europejskich reguł postępowania chroniących przed konfliktami pamięci między poszczególnymi członkami UE. Pierwszy postulat Assmann spotkał się z krytyką ze strony amerykańskiego znawcy problematyki żydowskiej Peter Novicka. Wskazał on bowiem na to, że to Niemcy, a nie cała Europa odegrały kluczową rolę w Holokauście. Drugi postulat Assmann Thompson skwitowała słowami: "Trudno tu nie zauważyć, że ten postulat formułowany jest przez członkinię najsilniejszej w Europie wspólnoty, o której prawa już nie trzeba walczyć, bo wywalczyła je ona sobie dzięki własnej potędze demograficznej, intelektualnej i politycznej".  

Odnosząc się do dalszych tez referatu wygłoszonego przez Assmann, Thompson wskazuje na to, że poświęciła ona kilka akapitów problemowi niemieckich wypędzonych oraz niemieckiej walce z nazizmem, ale ani jednego pamięci niegermańskich narodów Europy Środkowej, wśród których także można znaleźć przykłady wypędzeń i walki z nazizmem.  Thompson zwróciła uwagę na to, iż pomimo faktu rozszerzenia UE o osiem państw Europy postkomunistycznej, jedyną uwagą, jaką na ich temat poczyniła Assmann, było stwierdzenia, że  tak jak Austria, Polska zamroziła swoją pamięć w stadium ofiary, w czym pomogło jej kultywowanie przez wieki przekonanie, iż jest Chrystusem narodów: "Nie wiadomo, skąd Assmannn zaczerpnęła informacje o polskiej narodowej pamięci. W każdym razie służą one badaczce jako dowód, że wizerunek przeszłości, który stworzyli sobie Polacy, utrudnia im zauważenie własnego "katolickiego antysemityzmu" oraz "winy i odpowiedzialności"".  

Powołując się na Edwarda Saida, Thompson zarzuca niemieckiej badaczce nierównorzędne traktowanie Niemców i np. Polaków. O Niemcach mówi ona bowiem jak o kimś pozostającym w procesie konstruowania siebie, oraz doprecyzowywania swoich poglądów na przeszłość poprzez otwieranie się na innych. Natomiast Polaków, przedstawia jako "nieruchomych, zastygłych w przyjętych przez siebie błędnych formułach, niezdolnych do spojrzenia na świat w sposób, w którym patrzą na niego narody "bardziej rozwinięte", których zadaniem jest "teoretyzowanie" narodów niezdolnych do samoteoretyzacji"".  Thompson zarzuca Assmann formułowanie swojej opinii o tym, czego Polacy doświadczyli w historii oraz jakiego rodzaju pamięć kultywują, na podstawie komentarzy o drugorzędnej wiarygodności. Na ich podstawie niemiecka badaczka wyciąga wnioski, iż to nie metafora Chrystusa narodów powinna zostać utrwalona w samym centrum świadomości Polaków, lecz symbol Jedwabnego. Assmannn zarzuca Polakom, iż nie są w stanie uznać swoich win, co Thompson kwituje pytaniem, wobec kogo? Odpowiadając na nie, stwierdza, że należy się domyślać, że chodzi o ofiary Holokaustu. Thompson dodaje przy tym, że pouczanie Polaków przez Niemców na ten temat wydaje się nietaktem… Komentując zarzut podnoszony przez Assmann, iż Polacy selektywnie traktują przeszłość,  Thompson zauważa, że sama Assmannn stosuje taką właśnie selektywność, zbywając niemiecką winę wobec Polaków jednym zdaniem. 

Uprzedzając możliwe zarzuty ze strony zwolenników koncepcji zaprezentowanej przez Asmman, Thompson stwierdza: 

"Moje obiekcje łatwo zbagatelizować przypomnieniem, że z projektu "nowej europejskiej pamięci" licytacja cierpień ma być wykluczona, a przypominanie, że "winy" Polski i Rosji, czy Polski i Niemiec, są niewspółmierne, wydaje się czymś niewłaściwym, czymś, co potwierdza niezdolność polonocentrycznych naukowców do wzniesienia się ponad podziały narodowe (i właśnie dlatego krytycy niemieccy wyręczają tu Polaków i proponują im nowy model pamięci). Sprawy jednak nie można w ten sposób zamknąć, bowiem konstrukcja teoretyczna proponowana Polsce, została zbudowana na podstawie znajomości pamięci niemieckiej, a nie polskiej. Tego rodzaju dyskurs nie prowadzi do wypracowania "pamięci europejskiej", a jedynie kontynuuje kolonizujące postawy uczonych krajów silniejszych w stosunku do krajów słabszych".

Thompson stwierdza dalej, że aby przystąpić do stworzenia wspólnej europejskiej pamięci, potrzebna jest znajomość faktów: 

"Nie tylko faktów z historii Europy Zachodniej, ale i tych obejmujących wschodnie kraje Unii Europejskiej. Nadal również – moim zdaniem – pomijamy rolę, jaką odgrywają przyzwyczajenia i rytuały pamięci charakterystyczne dla "centrum" (germańskich naukowców) wypowiadających się na temat "peryferii" (niegermańskiej Europy wschodniej). Ta druga Europa była zawsze miejscem kolonizacji, pouczania, ulepszania, rozwijania, definiowania – nigdy zaś miejscem, w którym cywilizacja zachodnia rozwinęła się po swojemu, często inaczej niż w Europie zachodniej".  

Thompson zarzuca Assmann i innym niemieckim konstruktorom nowej pamięci, "iż problem wzniesienia w Polsce, na polskim terytorium, fabryk śmierci i zbezczeszczenia tym niejako narodu polskiego, jest problemem, którego uczeni niemieccy nawet nie tknęli. Ten aspekt niemieckiej odpowiedzialności związany z Zagładą nie został w Niemczech w ogólnie zauważony. Nie spotkałam się również nigdy z niemieckim tekstem poświęconym problemowi odpowiedzialności za atak na Polskę ze wschodu i za pakt Ribbentrop-Mołotow".  Thomposn podkreśla, że "przykład odpowiedzialność Niemców za Zagładę, będącą podstawą teoretycznych rozważań Assmannn, nie łączy się z zainteresowanie implikacjami faktu, że zbudowali oni kilkaset fabryk śmierci poza etnicznymi granicami swojego państwa. (…) Wydaje mi się, iż działa tu właśnie efekt odrzucenia logocentryzmu przez humanistykę niemiecką, czyli zaakceptowania poglądu, że fakty, które nie stały się wydarzeniami, po prostu się nie liczą". 

Thompson skrytykowała organizatorów spotkania za niezaproszenie na nie polskich historyków. Zdaniem Thompson obecność polskich naukowców byłaby "krokiem naprzód w korygowaniu luk pamięci niemieckiej, czasem nadto immunizowanej, jeżeli chodzi o sprawy polskie". 

Thompson wskazuje, że niezdolność Polaków do podniesienia niewygodnych dla Niemców faktów do rangi wydarzeń jest problemem strukturalnym. Mamy bowiem do czynienia z neokolonializmem, który polega na preferowaniu racji wielkich mocarstw i odmawianiu prawa do współtworzenia historii niegermańskim oraz niebizantyjskim narodom Europy środkowej: "Bo ta druga Europa nie była w stanie podnieść faktów do rangi wydarzeń, bo okazała się zbyt słaba". W świadomości Niemców i w historiografii niemieckiej Polska nadal więc nie istnieje jako oddzielny i niezależny byt, a w poznawaniu historii polsko-niemieckiej nadal najważniejszym aspektem jest siła polityczna, ekonomiczna oraz intelektualna. 

Co więcej, zdaniem Thompson skutkiem braku logocentryzmu w niemieckiej nauce jest narracja uniwersalizująca polską niższość: "Niemcy używają określonego wizerunku Polaków do potwierdzenia swojej własnej tożsamości, ale poza ten nacjonalistyczny gest nie wychodzą. Polska narracja jest im wciąż obca. Historycy obecni na spotkaniu w Niemieckim Instytucie Historycznym w Waszyngtonie dyskutowali o historii w sposób implikujący założenie, że ich dyskurs jest jedynym, który osiągnął światową klasę".

Autorka uważa, że dopiero po aktywizacji w Niemczech pamięci dotyczącej historii Polaków będzie można zabrać się do tworzenia ogólnoeuropejskich ram pamięciowych. Do tego konieczny jest jednak zwrot niemieckiej nauki w stronę logocentryzmu. Thompson stwierdza, że są jeszcze Niemcy, którzy pozostali wierni tradycji logocentrycznej. Jako dowód przywołuje słowa Gesine Schwan, mówiącej, iż: "W Niemczech publiczne dyskusje na temat nazistowskiej przeszłości i drugiej wojny światowej najpierw dotyczyły Żydów,  a potem niemieckich wysiedleńców, lecz nigdy tego, co Niemcy zrobili Polakom. Myślę, że istnieje tu pewien brak, który musi zostać wyrównany. Musimy nauczyć współczesnych Niemców tego, co rzeczywiście wydarzyło się w Polsce".  Niestety, tak myślący niemieccy naukowcy znajdują się w mniejszości. 

Krytyka kierowana przez Thompson w stronę niemieckiego dyskursu nabiera na nowo aktualności  w świetle działalności Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". "Wypędzenie" Niemców ma stać się jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Europy; w hierarchii ważności prawdopodobnie drugim po Holokauście. Należy więc bliżej przyjrzeć się koncepcji pracy Fundacji jak również wytycznym planowanej wystawy stałej. 

c.d.n.

2 komentarze:

  1. Niemiecki rewizjonizm i rewanżyzm znów podnosi łeb. Niegdyś negacja Traktatu Wersalskiego, teraz negacja postanowień Jałtańsko-Poczdamskich, niedługo negacja Procesów Norymberskich. Chyba rację miał Göring, że jeszcze w całych Niemczech będą stawiać mu pomniki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Większość Niemców nie wie, kim był Göring :) Oni stworzyli sobie nową ideologię, są dumni ze swojego rzekomego rozliczenia się z przeszłością i ze swojej konstytucji, w której prawa człowieka stoją na pierwszym miejscu. Sprawa jest więc bardziej skomplikowana. Oni są tak dumni z tego rozliczenia i swojej konstytucji, że teraz rozliczają wszystkich dookoła za łamanie "standardów europejskich".

    OdpowiedzUsuń