3.11.2013

Neokolonializm w natarciu (3)

Część pierwsza: http://magdalenazietek.blogspot.de/2012/11/neokolonializm-w-natarciu.html


"Mimo różnic pomiędzy kolonializmem zamorskim a środkowoeuropejskim, oba miały wspólne cechy. Przynosiły uzależnienie gospodarcze, hamowały rozwój społeczeństwa, wprowadzały patologie społeczne i kulturalne, przekształcały mapy mentalne świata i niwelowały prestiż. Podobnie również tłumaczyły przyczyny podboju. W obu wypadkach podkreślano niezdolność podbijanego do samodzielnego sprawowania władzy oraz ucisk mniejszości." (Ewa Thompson "O kolonizacji Europy Środkowej", http://rebelya.pl/post/2497/ewa-thompson-o-kolonizacji-europy-srodkowej)


Ewa Thompson zajmuje się zjawiskiem kolonizacji Europy Wschodniej w wielu swoich tekstach. Problematykę neokolonializmu analizuje m.in. na przykładzie kształtowania europejskiej i światowej kultury pamięci przez narratorów państw imperialnych. W pierwszej części artykułu przywołałam tekst tej autorki, w którym krytykuje postmodernistyczną koncepcję pamięci (leży ona u podstaw m.in. niemieckiej polityki historycznej). Zdaniem Thompson, założenia tej koncepcji usuwają pamięć państw słabszych z europejskiej i światowej pamięci oraz implikują, iż dyskursem rządzą siła i władza, a nie argumenty i fakty (Postmodernizm, pamięć, logocentryzm, w: (Nie)Obecność. Pominięcia i przemilczenia w narracjach XX wieku, redakcja naukowa Hanna Gosk, Bożena Karwowska, Warszawa 2008, s. 37 – 53). Przypomnijmy: koncepcja ta zakłada rozróżnianie wydarzeń i faktów. Fakt to działalność, aktywność  realna, natomiast  wydarzenie to fakt, który przez pewną grupę społeczną został uznany za ważny i stał się elementem jej pamięci. Postmodernistyczna polityka historyczna ma na celu konstruowanie pamięci społecznej poprzez świadome podnoszenie wybranych faktów do rangi wydarzeń. Podniesienie faktów do rangi wydarzeń jest przy tym procesem technicznym, który wymaga określonych nakładów finansowych, jak również posiadania odpowiedniego zaplecza instytucjonalnego. Taka koncepcja preferuje oczywiście państwa silniejsze, natomiast marginalizuje słabsze.



W drugiej części artykułu opisałam podstawowe założenia pracy "Fundacji Ucieczka,Wypędzenie, Pojednanie", która w zamierzeniu jej twórców ma kształtować nie tylko niemiecką i europejską, ale także i światową kulturę pamięci. W trzeciej części artykułu zamierzam poddać krytyce założenia pracy Fundacji, która moim zdaniem stać się ma narzędziem kolonizowania pamięci Europejczyków. Chcę pokazać, jakie założenia ideologiczne oraz jakie realne interesy polityczne leżą u podstaw tego projektu.

Niemiecka polityka historyczna w całości opiera się na postmodernistycznym paradygmacie pamięci. Jednym z jej celów jest stworzenie nowej wspólnej europejskiej pamięci, która będzie podstawą integracji europejskiej. Nowa pamięć ma zostać ukształtowana w taki sposób, by stworzyć lepsze warunki do urzeczywistnienia się idei "wieczystego pokoju". "Fundacja Ucieczka,Wypędzenie, Pojednanie" ma być jednym z głównych filarów kształtujących tę nową pamięć.

Przyjrzyjmy się najpierw krótkiemu fragmentowi koncepcji prac Fundacji. Zdaniem jej autorów, jak to wynika z tekstu, istnienie wielu narodowych dyskursów pamięci może stanowić przeszkodę na drodze do głębszej integracji europejskiej: "Przez długi czas skonfliktowani narodowi narratorzy pamięci kształtowali ogląd przeszłości Europy. Różne sposoby postrzegania, ale przede wszystkim różne doświadczenia historyczne prowadziły i prowadzą do tego, że interpretacje historii stają się często przedmiotem sporów i politycznej instrumentalizacji". Fundacja stawia sobie za zadanie zmianę takiego stanu rzeczy: "Dlatego w przypadku migracji przymusowych szczególnie ważne jest obranie koncepcji różnorodności perspektyw w celu zaprezentowania rozbieżnych obrazów historii, zbadania ich konstrukcji i udokumentowania ich procesowości. Przedstawienie różnych horyzontów doświadczeń i wzorów wyjaśnień, które istnieją zarówno między państwami europejskimi jak i wewnątrz ich społeczeństw, umożliwia rozważenie wydarzeń z różnych punktów widzenia i ukształtowania na tej podstawie własnego sądu". Oraz: "Związana z tym refleksja dyskusji na płaszczyźnie narodowej, dwustronnej i transnarodowej w wymiarze europejskim dotyczącej czystek etnicznych i wypędzeń może ze swej strony przyczynić się do porozumienia". 
Z powyższych słów wynika, że Fundacja ma zainicjować proces pojednania między narodami europejskimi, a docelowo doprowadzić do rozwiązania konfliktów między narodowymi kulturami pamięci. Zdaniem autorów koncepcji, droga do takiego pojednania wiedzie poprzez ukazywanie różnych narodowych perspektyw, tak by Europejczycy sami mogli ukształtować swój pogląd na sprawę (w tym konkretnym przypadku, na kwestię migracji przymusowych). W ten oto sposób nie będą oni już znajdowali się pod wpływem dyktatu narodowych narratorów pamięci.

Przyjrzyjmy się bliżej kwestii ukazywania wieloperspektywiczności jako środka do konstruowania nowej, ponadnarodowej kultury pamięci (migracji przymusowych). Problem ukazywania wieloperspektywiczności jako drogi do rozwiązywania konfliktów między różnymi pamięciami narodowymi, należy zbadać na dwóch płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna dotyczy kwestii metodologicznych, czyli wewnętrznej spójności postmodernistycznej koncepcji pamięci. Druga kwestia dotyczy tego, na ile autorzy koncepcji prac Fundacji konsekwentnie trzymają się metody prezentowania różnych RÓWNOUPRAWNIONYCH perspektyw, a na ile przedstawiają swoją własną jako uprzywilejowaną meta-perspektywę.

Zacznijmy od pierwszego problemu. Postmodernistyczna koncepcja pamięci odrzuca możliwość istnienia jednego obiektywnego czy też słusznego spojrzenia na daną kwestię historyczną. Przypomnijmy, w koncepcji logocentrycznej stałym punktem odniesienia jest prawo naturalne, które umożliwia dokonanie obiektywnej oceny określonych zachowań jako godnych pochwały albo potępienia. Postmoderniści odrzucają teorię prawa naturalnego (choć jak to zostanie pokazane, nie są w tej kwestii konsekwentni). Ich zdaniem, narodowe dyskursy pamięci kształtowane są przez narodowych narratorów pamięci w celu realizacji partykularnych interesów narodowych. Przy przyjęciu takich założeń, jedynym punktem wyjściem z sytuacji wiecznego skonfliktowania pamięci jest "WYZWOLENIE" ludzi spod dyktatu ich narodowych narratorów pamięci. 

Zdaniem postmodernistycznych konstruktorów pamięci, partykularne perspektywy mają ulec relatywizacji poprzez konfrontację z innymi kulturami pamięci. Jak czytamy w koncepcji prac Fundacji, zapoznanie się z innymi narodowymi perspektywami umożliwia rozważenie wydarzeń z różnych punktów widzenia i ukształtowania na tej podstawie własnego sądu. Należy jednak postawić pytanie, na czym konkretnie ma polegać "wyrobienie sobie własnego poglądu" w sytuacji, gdy postmodernizm odrzuca istnienie obiektywnego systemu wartości? Czy wyrobienie sobie własnego poglądu sprowadza się wyłącznie do uznania, że na sprawę można spojrzeć na różne, równouprawnione sposoby? A jeśli nie, to za pomocą jakich kryteriów "zakładnicy" narodowych narratorów pamięci mogą dokonać oceny różnych narodowych dyskursów pamięci? Należy bowiem przypomnieć, że postmoderniści przyjmują, iż preferencje jednostek są społecznie uwarunkowane, w tym konkretnym przypadku poprzez uleganie wpływom narodowych narratorów pamięci. (Na gruncie koncepcji postmodernistycznej konfrontacja z innymi perspektywami u poszczególnych jednostek z pewnością może wywołać "wstrząs psychiczny", gdyż to, co do tej pory przyjmowały za oczywiste, przestaje za takie uchodzić. Na skutek takiej konfrontacji mogą one nawet popaść w trwały stan zagubienia).

Mając na uwadze powyższe rozważania, należy zadać pytanie, do czego konkretnie zmierzają autorzy koncepcji prac Fundacji. Czy chcą wytworzyć stan, w którym Europejczycy będą uważali, że  istnieje wiele równouprawnionych dyskursów pamięci, których nie wolno poddawać żadnej ocenie? Czy też chcą wytworzyć stan chaosu i totalnego zagubienia, a tym samym doprowadzić do utraty przez Europejczyków jakiejkolwiek tożsamości historycznej? Czy też może wierzą, że permanentna konfrontacja różnych perspektyw doprowadzi do wyłonienia się jakiejś zupełnie nowej wspólnej tożsamości historycznej, np. poprzez wyrzucenie z pamięci wszelkich spornych kwestii i pozostawienie tylko tych bezspornych? W tym ostatnim przypadku nowa europejska kultura pamięci musiałaby jednak de facto stać się kulturą zbiorowej niepamięci, gdyż w historii Europy nie ma chyba żadnych wydarzeń, które by można uznać za "bezsporne". Istnieje jaszcze czwarta opcja, która opiera się na tym, że sterujący dyskusją będą w zakamuflowany sposób dążyć do narzucenia innym swojego własnego punktu widzenia. W tym konkretnym przypadku: perspektywy twórców rzeczonej Fundacji. 

Pozostawmy na razie tę kwestię otwartą i przyjrzyjmy się, na ile konsekwentnie autorzy koncepcji prac Fundacji przedstawiają swoją własną perspektywę jako jedną z wielu równouprawnionych możliwości spojrzenia na sprawę migracji przymusowych.

Już pobieżna lektura koncepcji założeń prac Fundacji wskazuje, że jej autorzy przedstawiają swój punkt widzenia jako uprzywilejowaną meta-perspektywę. Jak pokazałam w drugiej części tekstu, koncepcja prac Fundacji zawiera wiele kategorycznych stwierdzeń, które prezentowane są jako prawdy oczywiste i uniwersalne. Przypomnijmy najważniejsze z nich.

W koncepcji m.in. czytamy: "Fundacja chce przyczynić się do tego, by wypędzenia były zawsze i wszędzie potępiane jako instrument przemocy politycznej i naruszenie praw człowieka".  Autorzy koncepcji nie dopuszczają więc możliwości usprawiedliwienia migracji przymusowych np. względami racji stanu, w sytuacji, gdy pewna grupa społeczna dąży do destabilizacji państwa, w którym żyje (czyli pełni rolę przysłowiowej V kolumny). Co więcej, autorzy koncepcji przypisują sobie prawo dokonania wiążącej wszystkie narody świata interpretacji tego, co należy do treści praw człowieka, a co nie. W koncepcji czytamy dalej:  "W odniesieniu do wypędzeń w XX w. należy stwierdzić: bezprawie prowadziło w historii często do nowego bezprawia, wcześniejsze bezprawie nie stwarza jednak, mimo swego ogromu, uzasadnienia prawnego i moralnego dla nowego bezprawia. Dotyczy to również i właśnie wypędzeń Niemców mających miejsce po roku 1945 w Europie Wschodniej". Również tutaj mamy do czynienia z apodyktycznym stwierdzeniem, że "wypędzenie" Niemców było bezprawiem. Taka interpretacja problemu "wypędzenia"  Niemców dla autorów koncepcji jest jedynym słusznym sposobem patrzenia na to zagadnienie; w tekście dokumentu kwestia ta nie jest w żaden sposób dyskutowana, lecz przyjęta jako aksjomat.

Kolejna kwestia. Zdaniem autorów koncepcji Fundacji, okoliczności "wypędzenia" Niemców były dokładnie takie same jak okoliczności "wypędzeń" dokonywanych przez samych Niemców. Brutalna polityka etniczna, która była konsekwentnie prowadzona przez państwo pruskie, zjednoczone (pod pruską batutą) państwo niemieckie oraz przez nazistów, w oczach autorów koncepcji, pod względem ideologicznym niczym się nie różni np. od działań powojennych władz polskich. Autorzy koncepcji twierdzą, że przyczyną "wypędzenia" Niemców była ideologia homogenicznego państwa narodowego, którą państwo polskie było w równym stopniu zarażone co państwo niemieckie. Twórcy Fundacji z całą stanowczością potępiają tę ideologię i także w tej kwestii przypisują sobie prawo do dokonania wiążącej wszystkie narody świata oceny zachowania Polaków. Przypomnijmy: w dokumencie brakuje informacji na temat tego, że tereny będące przedmiotem sporu między Polską a Niemcami były przedmiotem konsekwentnej i długofalowej polityki germanizacyjnej prowadzonej przez Prusy, a potem państwo niemieckie. Celem tej polityki było uzyskanie przewagi "etnicznego elementu niemieckiego" na tych terenach, tak aby za pomocą prawa do samostanowienia mogły one ostatecznie zostać uznane za obszary należące się państwu niemieckiemu.  Przede wszystkim, koncepcja w ogóle nie wspomina o pruskim aspekcie wysiedlenia Niemców. A wypadałoby choć wspomnieć o tym, że znienawidzony pruski militaryzm był powszechnie uważany za przyczynę obu wojen światowych. Przesunięcie polsko-niemieckiej granicy miało służyć likwidacji Prus, a wysiedlenie Niemców z Prus miało zapewnić pokój Europie. Twórcy Fundacji nie musieli oczywiście zgadzać się z takim postawieniem sprawy. Mieli jednak świetną okazję do tego, by ukazać je jako jedną z równouprawnionych perspektyw, lecz z tego nie skorzystali.

W koncepcji prac Fundacji, niestety, nie znajdziemy sformułowań w stylu "z punktu widzenia niemieckich narratorów pamięci" albo po prostu "z naszego punktu widzenia". Co więcej,  twórcy dokumentu w całości  wykluczają to, że prezentowane w nim stanowisko mogłoby stać się przyczyną sporów i konfliktów: inni przecież mogą mieć odmienne –  oczywiście równouprawnione – spojrzenie na sprawę. Autorzy koncepcji  widzą samych siebie w roli tych, którzy reprezentują wyższy, bo rzekomo uniwersalny i pozbawiony narodowych partykularyzmów punkt widzenia. Co ciekawe, autorzy koncepcji z jednej strony dążą do zażegnania konfliktów między różnymi narodowymi koncepcjami pamięci, z drugiej zaś konstruują nową niemiecką kulturę pamięci, która może stać się stałym źródłem konfliktów w Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że praca Fundacji ma także kształtować tożsamość narodową Niemców: "Ucieczka i wypędzenie około 14 milionów Niemców i utrata znacznej części terytorium państwa stanowią jedne z najcięższych doświadczeń historycznych w dziejach Niemiec, wymknęły się jednak na długo z centrum uwagi pamięci. „Ta katastrofa” jest, by ująć to słowami takiego autora jak Karl Schlögel, ważnym rozdziałem historii Niemiec i „musi zająć w narodowej pamięci GŁÓWNE (M.Z.) miejsce” (2003). W 1945 r. przepadły również „duchowe krajobrazy” (Horst Bienek), bez których obraz Niemiec przez wiele stuleci byłby tak samo niepełny, jak bez Frankonii czy Meklemburgii. Historyczne niemieckie prowincje wschodnie zostały w wyniku polityki narodowo-socjalistycznej utracone. Nigdzie jednak nie zostało napisane, jak stwierdził Günter Grass, że tym samym „w zapomnienie popaść ma również substancja kulturowa tych prowincji i miast”. Historia ucieczki i wypędzenia oraz dziedzictwo kulturowe dotkniętych tymi zjawiskami obszarów stanowią obszar tożsamości narodowej i wspólnej kultury pamięci Niemiec". 

Podsumowując, należy stwierdzić, że punkt widzenia reprezentowany przez autorów koncepcji prac Fundacji stylizowany jest na rzekomo wolną od jakiejkolwiek instrumentalizacji meta-perspektywę. Jej ideologiczną treścią jest bezwzględne potępienie wszelkich przymusowych migracji jako sprzecznych z prawami człowieka, jak również potępienie ideologii etnicznie homogenicznego państwa narodowego. Do treści tego stanowiska należy także przekonanie, iż mniejszościom narodowym należy się bezwzględna ochrona prawna (co rzekomo także ma wynikać z praw człowieka).

Przy okazji bliższej analizy tego spojrzenia na sprawę nietrudno dostrzec, że jego rzekomy uniwersalizm – zgodnie zresztą z podstawowym założeniem koncepcji postmodernistycznej – jest czymś w rodzaju "samookłamywania się". Żadna inna europejska narodowość nie ma bowiem takiego interesu w zagwarantowaniu bezwzględnej ochrony prawnej mniejszościom narodowym jak Niemcy. Żadna inna narodowość nie ma także takiego interesu w bezwzględnym potępieniu migracji przymusowych jak właśnie Niemcy. Żadne inne państwo europejskie nie używało bowiem w tak konsekwentny sposób swojej mniejszości narodowej do destabilizowania innych państw, jak to czyniło państwo niemieckie (za co spotkało się z takim a nie innym potraktowaniem po I i II WŚ). Przypomnijmy, że niemiecka agresja na Polskę w 1939 cieszyła się olbrzymim poparciem niemieckiego społeczeństwa, które uważało, że jest to niezbędne dla zapewnienia ochrony niemieckiej mniejszości narodowej żyjącej na terenie "sezonowego" państwa polskiego. Ktoś oczywiście mógłby podnieść argument, że przecież potępienie "wypędzeń" nie leży w interesie Niemiec, gdyż Niemcy są sprawcami Holocaustu. Niestety taki argument nie jest słuszny i to z bardzo prostego powodu. Poprzez wprowadzenie pojęcia "wypędzeń" zaciera się różnica między takimi wydarzeniami, jak celowe i planowe wymordowanie wielu milionów Żydów, Polaków, Rosjan i członków innych narodowości przez Niemców, a przesiedleniami Niemców. Takie postawienie sprawy jak najbardziej leży w interesie państwa niemieckiego.

Podsumowując powyższe rozważania należy stwierdzić, że w przypadku koncepcji prac Fundacji mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem – używając słów Ewy Thompson – dyskursu metropolii o peryferiach, czyli zawładnięciem dyskursu przez hegemona oraz celowym wyparciem ze światowego obiegu dyskursu skolonizowanych, w tym przypadku wielu ofiar niemieckiej polityki germanizacyjnej.  

Cdn.


2 komentarze:

  1. Nie ma specjalnego sensu odroznianie kolonializmow w tej czy innej czesci swiata. W kazdym wypadku chodzi o kontrole rynkow i nieruchomosci na terenie kolonizowanym przez dane centrum imperialne. Dokonuje sie tego przez oslabienie badz przejecie narodowych sil zbrojnych terytorium kolonizowanego oraz ustanowienie marionetkowej administracji lokalnej, ktora spelnia wszystkie zyczenia kolonizatorow. Pomaga temu nalozenie jarzma ekonomicznego w postaci uzaleznienia gospodarki kolonii od gospodarki suwerena co z reguly przynosi staly deficyt handlu zagranicznego oraz deficyt budzetu kolonii, ktory musi byc wspomagany "dotacjami " z centrum. Taka sytuacje obserwujemy obecnie w Polsce (i nie tylko) w stosunku do Niemiec, ktore kolonizuja Europe Centralna pod plaszczykiem UE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno. Ale dla wielu mówienie o kolonizacji Europy Wschodniej jest przejawem zwykłego nacjonalizmu. Problematyka kolonizacji Europy Wschodniej nie istnieje w dyskursie światowym, pod tym względem jesteśmy nawet za "Murzynami"...

      Usuń